poniedziałek, 31 maja 2010

W Tatrach Słowackich – Czerwona Ławka


Pierwszą moją wycieczką w Tatry Słowackie była wyprawa wraz z Michałem na Przełęcz Czerwona Ławka i na Krywań. Na Krywań dwukrotnie nie udało mi się wejść, ze względu na warunki pogodowe, a dokładniej szalejące burze, które raz nas przepędziły z wysokości około 2000 m n.p.m. a drugi raz gdy podchodziliśmy już na Mały Krywań. Wtedy to chyba przeżyłam jedną z gorszych burz w Tatrach. Decyzję odwrotu (a właściwie: ucieczki) podjęłam, gdy na przeciwległym stoku, po drugiej stronie szerokiego żlebu rozbłysnęło uderzenie pioruna. Nie wiem, ile to było metrów od nas, ale ciągle pamiętam huk w uszach i błysk. Z burzami w górach nie należy chojrakować i ja tym bardziej nie mam zamiaru!

niedziela, 30 maja 2010

W stronę Świnicy – 29.XII.2007



To był jeden z najładniejszych pogodowo dni w Tatrach. Postanowiłem z Ciepłym i Agą pójść na Giewont (1895 m n.p.m.) i ewentualnie dalej. Na Giewont doszliśmy szybko z Doliny Strążyskiej przez Grzybowiec (czerwony szlak). Następnie udaliśmy się w stronę Czerwonych Wierchów.

piątek, 28 maja 2010

Drogą wspomnień – pierwszy raz w wąwozie Orrido Comelle…


Tuż po skończeniu liceum wziąłem udział w obozie górskim odbywającym się w Wysokich Taurach, Masywie Dachsteinu oraz w Dolomitach. Organizatorami tej wspaniałej eskapady był duet nauczycieli geografii a zarazem niesamowitych pasjonatów podróży, którzy swą miłością do górskich wędrówek zarazili już rzesze młodzieży – państwa Paluchów.

czwartek, 27 maja 2010

Nasze góry




"Starsza generacja lubi oskarżać młodych o brak wszelkiego respektu dla gór. W moim przypadku respekt ten nigdy nie uległ żadnej zmianie, zmienił się tylko mój stosunek do pokonywanych trudności. Nie myślę, że dzisiejszy młody wspinacz stojąc u stóp ściany doświadcza innych przeżyć niż ci, którzy byli przed nim – tej dziwnej mieszaniny wzbierającej energii, podniecenia, przyjemności oczekiwania, szacunku dla przyrody i Stwórcy, a także, przyznajmy to szczerze, wcale niemałego strachu. Znamy góry i ich niebezpieczeństwa, jak więc moglibyśmy stracić dla nich respekt? Przecież z każdą kolejną wspinaczką podejmujemy na nowo walkę z przyrodą, która może być zarówno przyjacielem, jak i bezlitosnym wrogiem. W tym też tkwi tajemnica egzaltacji odczuwanej po szczęśliwie zakończonej walce, gdy stoimy na wierzchołku wyczerpani lecz zwycięscy, z pokonanym gigantem pod stopami. Kochamy wówczas i przyrodę, i wszystko na świecie, wiedząc przy tym, że odniesione zwycięstwo było w istocie zwycięstwem tylko nad samym sobą. Być może to my – „ekstremiści gór”, jesteśmy najbardziej świadomi nicości człowieka wobec otaczającego go wszechświata." Hermann Buhl*

Te słowa austriackiego alpinisty z 1954 roku są dla mnie łącznikiem wszystkich, którzy mają w sercu góry. Słowa ponadczasowe jednoczące nas bez względu na trudność pokonanych dróg, warunki pogodowe, wysokość góry, nie ważne czy korzystasz ze skali krakowskiej, UIAA czy amerykańskiej, czy przemierzyłeś właśnie Beskidy. TAKICH właśnie ludzi spotkałam w górach niejednokrotnie.

środa, 26 maja 2010

Nowy członek drużyny!

Do naszego małego zespołu wyprawowego dołączył w ostatnich dniach kolega Adam Segeth, który podobnie jak my jest wieloletnim członkiem AZS UŚ. Adam to także doświadczony turysta, który wiele czasu spędził w wysokich górach. Miał już też okazję przekroczyć granicę 4000 m n.p.m. Jego obecność na wyprawie będzie stanowiła bardzo duże wsparcie dla naszego zespołu. Witamy serdecznie w ekipie :)

wtorek, 25 maja 2010

STABIL


Sponsorem naszej wyprawy na Mont Blanc zostało Przedsiębiorstwo Produkcyjno – Usługowo –Handlowe „STABIL” sp. z o.o. z Chrzanowa. Niezmiernie cieszymy się za zainteresowanie naszym przedsięwzięciem.

AWOS


Pierwotnie planowaliśmy jechać autokarem do Les Houches. Jednakże pod Mont Blanc pojedziemy samochodem! Pragniemy serdecznie podziękować za udzielony nam rabat firmie AWOS wynajmującej samochody - www.awos.com.pl

poniedziałek, 24 maja 2010

Passo Ombretta (2702 m n.p.m.)



W Dolomitach podobnie jak w Tatrach są schroniska. Jednakże, oprócz nich można znaleźć liczne blaszane schrony czy kapsuły. Są one podobnej konstrukcji, z reguły czerwone. Mimo ich niewielkich rozmiarów mieszczą 10 miejsc do spania i stolik pośrodku. Zazwyczaj jest w nich jakieś jedzenie pozostałe po wcześniej odwiedzających – dobry to zwyczaj, gdyż w razie załamania pogody można w nich przenocować i posilić się.

niedziela, 23 maja 2010

Marmolada (3343 m .n.p.m.)



To był mój drugi wypad w Dolomity. Pierwszy, w sierpniu 2007, z Michałem, przeszedł do historii jako deszczowo-śnieżny, ale bogaty w przygody dwojga tułających się po górach marzycieli. Ten drugi wyjazd, w gronie bardziej już złożonym (Michał, Malkolm, Marcel, Ola, Przemek i ja), okazał się łaskawszy w warunki pogodowe, więc przywieźliśmy sporo wysokogórskich przygód.

Ostatni wypad - Tofana di Mezzo (3244 m n.p.m.) i di Dentro (3236 m n.p.m.) przez Punta Anna – 18 sierpień 2008.

To był ostatni dzień na wypad w góry. Nazajutrz mieliśmy jechać z rana do Bolzano aby zdążyć na autokar do Polski. Ciepły (Michał) z Agnieszką planowali wybrać się z Cortiny d’ Amprezzo na słynne Tre Cime di Lavaredo. Mnie jednak wciąż ciągnęło do wysokiego... Pod koniec trzeciego tygodnia w Dolomitach, zauroczony tymi górami, ciągle było mi ich mało. Przed wyjazdem Michał pokazując mi miejsca w jakich się znajdziemy stwierdził, że możemy zdobyć nawet dziewięć trzytysięczników. Miałem ich już siedem. Będąc tak blisko nie potrafiłem sobie odpuścić dwóch pozostałych po di Rozes (3225 m n.p.m.) Tofan w tym najwyższej di Mezzo – leżą one blisko siebie i można na nie spokojnie wejść jednego dnia.

Cima Ombretta Oriantale – burzliwy romans z „żelazną drogą”


Po paru przesiadkach autokarowych i długich godzinach spędzonych w pozycji siedzącej, wreszcie stoimy na początku naszej wędrówki po Dolomitach. Martwię się o Agę, która tuż przed samym wyjazdem ostro się pochorowała powoli dochodzi do siebie, ale zażywane medykamenty i osłabienie po chorobie początkowo bardzo daje jej się we znaki.

czwartek, 20 maja 2010

Tatrzańska samowolka!


Wpis Kasi Ch. pod poprzednim postem przypomniał mi chwile, kiedy oderwani spod opieki wychowawców i opiekunów obozowych, na własną rękę rozpoczęliśmy eksperymentowanie z górami wysokimi. Tuż przed praktykami „Region Południe” po drugim roku studiów, grupa „zapalonych Łazików ;)” spakowała plecaki i ruszyła wprost w tatrzańskie szaleństwo. Były ostatnie dni czerwca, ale wysoko w górach zalegały jeszcze całkiem ( jak na tą porę roku) spore płaty śniegu.

wtorek, 18 maja 2010

O wyprawie

W lipcu tego roku wybieramy się na Mont Blanc (4810 n.p.m.). Wyjeżdżamy z Katowic 30 czerwca. Pobyt w Masywie Mont Blanc planujemy do 9 lipca. Dokonamy próby wejścia na ten najwyższy szczyt Europy od strony francuskiej (północnej), klasyczną drogą z Les Houches (niedaleko Chamonix) przez Tete Rousse, Aiguille du Gouter i Vallot. Wejście powinno nam zająć 3 dni, a zejście 2 dni. Pozostały czas trzymamy na wypadek złych warunków pogodowych, bądź innych utrudnień. Patronem honorowym naszej wyprawy jest Akademicki Związek Sportowy Uniwersytetu Śląskiego. Szukamy sponsorów, którzy pomogą sfinansować nasze przedsięwzięcie; w zamian oferujemy zdjęcia z logo firmy z wyprawy itp. Jesteśmy otwarci na propozycje. Serdecznie zachęcamy do współpracy.

Kontakt:
mail: agajanus@tlen.pl, michal.cieply@interia.pl, sungam777@gmail.com
kom. 504 546 895
lub przez AZS Uniwersytetu Śląskiego: mail – azs@us.edu.pl,
(32) 359 19 97

Konto: KU AZS UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO
LUKAS BANK S.A.
ul. Bankowa 12 pok. 412, 40-007 Katowice
48 1940 1076 3036 7159 0000 0000
z dopiskiem Mont Blanc – lipiec 2010

poniedziałek, 17 maja 2010

Długo oczekiwany Skoddefjellet!


Kolejne dni na Spitsbergenie mijały szybko, a ja czas spędzałem w warsztacie i kursując między bazą, a stanowiskiem badawczym, które założyliśmy na Półwyspie Baranowskiego. Potężne lodowe jęzory oraz strzeliste turnie podziwiałem tęsknym wzrokiem z poziomu tundry. Wiedziałem, że przyjdzie czas, kiedy znajdę się tam wysoko… tylko ile jeszcze przyjdzie mi czekać!

niedziela, 16 maja 2010

Tłumy w Tatrach

Im więcej alpinistów w górach, tym częściej zachowują się wobec siebie niczym przechodnie na ulicy” (Wanda Rutkiewicz)

Pierwsze szlaki w Tatrach, Droga nad Reglami, Sarnia Skała, Gęsia Szyja, Jaskinia Raptawicka, Jaskinia Mylna, Tatry Zachodnie, w końcu Tatry Wysokie, wreszcie i zimowe doświadczenia w podobnej kolejności. Terminy – wakacje, święta, sylwester, majówka, inne długie weekendy.



Czucie podczas wspinaczki Boga...



To jest pewna forma chłonięcia przyrody. Można poczuć tą pewną euforię, to czucie życia, to czucie się cząstką zjednoczoną z resztą świata również wtedy gdy siedzimy w zakurzonym pokoju. Łatwiej jednak poczuć się cząstka przyrody podczas wysiłku w nie skażonym cywilizacją miejscu. Pomyślmy jak mało w naszym codziennym życiu mamy kontaktu z naturą...

sobota, 15 maja 2010

Trochę o mnie i moich początkach w górach…


Bardzo wcześnie zauroczyłem się górami. Pamiętam migawkami swoje pierwsze wycieczki po Tatrach z rodzicami i młodszą siostrą. Miałem wtedy 5 lat. Z początku grymasiłem, że trzeba tyle łazić, a siostra jest noszona, – choć tutaj zaraz dodam, że też dzielnie chodziła, z tymże jak już ktoś był noszony to ona. Spodobało mi się jednak, że mimo tego, iż jestem taki mały, mijam mnóstwo ludzi. Byłem od nich szybszy! Jakże miło było doświadczać, że przeganiam dorosłe osoby. A przy schodzeniu to w ogóle potrafiłem się rozszaleć – tak fajnie się skakało po kamiennych stopniach… Samo doświadczanie przyrody też było niezwykłe. Wielki deszcz i całkowite przemoczenie, widoki ze szczytu, zimne strumyki, porywy mocnego wiatru, zapach choinek i miś, który może w każdej chwili wypaść, więc trzeba być czujnym. Taki świat szybko przypadł mi do gustu.

piątek, 14 maja 2010

Moje początki z górami



Gdzie zaczęła się moja przygoda z górami? Chyba tak jak większości osób, które swoją większą lub znaczną część życia poświęciły górom – w górach… niskich. Każdy z nas, jako dziecko wylądował chyba na wycieczce GÓRSKIEJ wraz z rodzicami. Tam po raz pierwszy poczuł kamienistą, może już troszkę niewygodną ścieżkę pod stopami. Poczuł trud podejścia po stromym stoku. Usłyszał radosny strumyk i z ciekawością zaczerpnął wody „na spróbowanie”. Tam docenił cień drzew w upalnym dniu i długim szlaku. Tam zachwycił się przyrodą, innym otoczeniem, innym wręcz – światem. I chociaż dzisiaj patrząc wstecz, stwierdzamy, że to były proste, często zbyt komercyjne wycieczki, to jakiś sentyment pozostaje. Bo nie zapomnę nigdy wycieczki z rodzicami i siostrą do Korbielowa, skąd szło się długimi godzinami dla nas, dzieciaków, na Pilsko. I radosnym równie powrocie, gdy na zabój zbiegaliśmy ścieżką, wołając: „Patataj!”. Nie można też zapomnieć wycieczki szkolnej w najstarsze polskie góry – Góry Świętokszyskie. Tam rozkrzyczaną gromadą wbiegało się na Święty Krzyż, gdzie z podekscytowaniem zwiedzało się chłodne, tajemnicze mury klasztoru, lub zdyszani odpoczywaliśmy na wzgórzu ruin zamku w Chęcinach.

Mont Blanc 2010 - AZS UŚ pierwszym patronem honorowym naszej wyprawy!


Dziś otrzymaliśmy wiadomość od Prezesa Akademickiego Związku Sportowego Uniwersytetu Śląskiego o patronowaniu naszemu tegorocznemu przedsięwzięciu. W dniach 30 czerwca do 09 lipca 2010 będzie trwała nasza próba zdobycia "Dachu Europy" - Mont Blanc.

Jako wieloletni członkowie AZS UŚ niezwykle ucieszyliśmy się z tej informacji. Bardzo dziękujemy naszemu pierwszemu patronowi honorowemu za przychylność dla projektu!

Więcej informacji o samych planach wyprawy zamieścimy w osobnym poście.

czwartek, 13 maja 2010

Arktyka dzika, dawno odkryta?

Na samym początku moich studiów magisterskich szczęśliwym zrządzeniem losu trafiłem pod skrzydła prof. dr hab. Jacka Jani. Temat pracy wybierałem oczywiście pod kątem jak najdłuższego przebywania na znacznych wysokościach, wynikiem czego masę wakacyjnego czasu poświęciłem kursowaniu między Świstówką Roztocką, Zawratem, Kozią Dolinką oraz Kościelcem. Na szczęście w tych badawczych eskapadach towarzyszyła mi zawsze moja dzielna Aga oraz podczas niektórych wypadów dodatkowo dwójka zapaleńców ze Studenckiego Koła Naukowego Geografów Uniwersytetu Śląskiego – Krysia i Piotrek. Podczas jednego z fantastycznych wyjazdów pracami badawczymi kierował sam Pan Profesor. Praca polegała na bieganiu ze sprzętem geodezyjnym i akumulatorami służącymi do jego zasilania po gruzowiskach Tatr Wysokich. Zabawa przednia i właśnie chyba ta „szerpańska radość” sprawiła, że Pan Profesor dostrzegł mnie jako członka wyprawy badawczej UŚ na Spitsbergen. Propozycja wzięcia udziału w tej przygodzie była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.

środa, 12 maja 2010

Via ferrata Lipella na Tofanie di Roses 11.08.2008

Piękna droga z rozmachem poprowadzona na zachodnim stoku jednej z najbardziej charakterystycznych, a zarazem najpiękniejszych gór Dolomitów. Trasę rozpoczęliśmy z Przełęczy Passo Falzarego położonej na wysokości 2105 m n.p.m. skąd bez najmniejszych trudności wbiliśmy się na Przeł. Col dei Bos, a dalej stromym piargiem podeszliśmy pod wylot tunelu Galleria Castelletto. Do tej pory trasa nie dostarczała mi nawet w najmniejszym stopniu ekstremalnych przeżyć, ale wystarczył rzut oka w kierunku czarnego otworu wejścia do tunelu, aby przekonać się, że będzie naprawdę ciekawie. Założyliśmy na siebie cały niezbędny w takich sytuacjach sprzęt (uprząż, lonżę, kask, czołówkę) i po stromej ściance zaczęliśmy gramolić się ku zawieszonej kilkanaście metrów ponad naszymi głowami drabinie. Cały czas towarzyszyła nam żelazna lina Via ferraty.

O czym będzie nasz blog?



Główny temat naszych tekstów zawarty jest w tytule bloga. Aby uniknąć pewnych nieporozumień może na samym początku wyjaśnijmy czym właściwie są dla nas „góry wysokie”, bo np. dla himalaistów „wielkie wyprawy”, w których uczestniczymy na szczyty Dolomitów, w Alpy Francuskie, bądź też tatrzańskie eskapady, będą jak poruszanie się co najwyżej po „wyżynach” ;)

Ciężko tak jednoznacznie określić, które góry możemy nazwać wysokimi. Kryterium wysokości bezwzględnej (nad poziomem morza) jest trochę niesprawiedliwe, gdyż góry nie przekraczające 2000 metrów np. w Arktyce, bywają znacznie cięższe do zdobycia niż dużo wyższe szczyty w pobliżu równika. Drugim argumentem przeciw postrzeganiu gór wysokich przez pryzmat jedynie ilości metrów nad poziom morza jest fakt, że szczyt o wysokości 5000 m n.p.m. znajdujący się na Wyżynie Tybetańskiej wydawać się będzie znacznie mniej wybitny niż dwutysięcznik na Korsyce.

Dla nas podstawowym kryterium decydującym o nazwaniu danego masywu górami wysokimi będzie obecność lodowców (współcześnie jak i w przeszłości) i powstałej dzięki nim charakterystycznej alpejskiej rzeźby terenu.




Jako autorzy bloga zastrzegamy sobie jednak prawo do pewnych odstępstw od tej reguły :) Będziemy pisać także o innych ciekawych miejscach, które udało się nam odwiedzić.

Zainteresowany tematyką wysokogórską czytelnik poza relacjami z naszych wypraw, a także planowanymi eskapadami będzie mógł u nas znaleźć też informacje ze świata wspinaczki, szeroko pojętego alpinizmu oraz recenzje książek i filmów o tematyce górskiej.

Zapraszamy!