środa, 12 maja 2010

Via ferrata Lipella na Tofanie di Roses 11.08.2008

Piękna droga z rozmachem poprowadzona na zachodnim stoku jednej z najbardziej charakterystycznych, a zarazem najpiękniejszych gór Dolomitów. Trasę rozpoczęliśmy z Przełęczy Passo Falzarego położonej na wysokości 2105 m n.p.m. skąd bez najmniejszych trudności wbiliśmy się na Przeł. Col dei Bos, a dalej stromym piargiem podeszliśmy pod wylot tunelu Galleria Castelletto. Do tej pory trasa nie dostarczała mi nawet w najmniejszym stopniu ekstremalnych przeżyć, ale wystarczył rzut oka w kierunku czarnego otworu wejścia do tunelu, aby przekonać się, że będzie naprawdę ciekawie. Założyliśmy na siebie cały niezbędny w takich sytuacjach sprzęt (uprząż, lonżę, kask, czołówkę) i po stromej ściance zaczęliśmy gramolić się ku zawieszonej kilkanaście metrów ponad naszymi głowami drabinie. Cały czas towarzyszyła nam żelazna lina Via ferraty.


Teraz czekał nas marsz długim tunelem przez serce góry. Kto cierpi na klaustrofobię pewnie nie raz będzie zadawał sobie w tych ciemnościach pytania o ilość tysięcy ton materiału skalnego znajdującego się ponad głowami. Paradoksalnie jednak wraz ze zbliżaniem się do wylotu tunelu niepokój we mnie rósł. Myślałem już podekscytowany o czekającym na nas skalnym urwisku. Zaraz po opuszczeniu ciemności znaleźliśmy się na skałach, gdzie musieliśmy rozwiązać pierwsze skalne trudności. Daleko w dole wił się strumyk doliny Val Travenanzes. Teraz jeszcze tylko trawers piarżystej półki i już stoimy przy tabliczce oznajmiającej nam prawdziwy początek Lipelli.

Zaczynamy naszą przygodę z urozmaiconą i niezmiernie ciekawą wspinaczką. Bardzo szybko nabieramy wysokości. Travenanzes kilkaset metrów niżej przeistacza się na naszych oczach w barwną mozaikę. Ciężko już ocenić na jakiej wysokości nad jej dnem właściwie się znajdujemy. O dziwo bardzo szybko przyzwyczajam się do skalnych otchłani. Połykając kolejne dziesiątki metrów w ścianie, po jakimś czasie wzrastająca przepaść nie robi porażającego wrażenia. Momenty wspinaczki przeplatane są długimi trawersami ściany. Podczas pokonywania pionowych fragmentów należy bardzo uważać, gdyż skała jest momentami dość sypka i łatwo zrzucić całkiem sporych rozmiarów kamienie na głowy wspinających się poniżej osób. Sam tego doświadczyłem zrzucając głaz wielkości mikrofalówki, który o decymetry minął Agnieszkę. Na szczęście w porę zdążyłem ją ostrzec, a ona wykazała się dobrym refleksem. Po około 1,5 godzinie wspinaczki dochodzimy z Agą do rozejścia szlaków, gdzie czekamy na resztę grupy, która ugrzęzła gdzieś po drodze za plecami pewnej wesołej włoskiej rodziny maruderów.

Krótka chwila na złapanie oddechu i rozpoczęła się najbardziej powalająca pod względem widokowym i wspinaczkowym część trasy, prowadząca przez ogromny amfiteatr Tofany di Roses. Wspinaczka tą formą dostarczyła mi najbardziej intensywnych wrażeń. Po mniej więcej 45 minutach wydostajemy się ze ściany. Czułem w tym momencie żal, że ta piękna przygoda jaką dla mnie była Via ferrata Lipella dobiegła końca. Teraz już tylko ostatnie 200 metrów gramolenia się w piarżystym terenie na szczyt Tofany. Widoki rzuciły mnie na kolana.

Drugi już raz stanąłem na tym wyjątkowym trzytysięczniku, tyle że za pierwszym cały czas towarzyszyły nam gęste chmury. Około pół godziny spędziliśmy na szczycie po czym drogą normalną zeszliśmy już bez żadnych trudności do schroniska Giussani (2580 m n.p.m.). Trasa Lipelli bardzo długa i wymagająca kondycyjnie, technicznie myślę, że w zasięgu każdego troszkę bardziej zaawansowanego turysty tatrzańskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz