czwartek, 13 maja 2010

Arktyka dzika, dawno odkryta?

Na samym początku moich studiów magisterskich szczęśliwym zrządzeniem losu trafiłem pod skrzydła prof. dr hab. Jacka Jani. Temat pracy wybierałem oczywiście pod kątem jak najdłuższego przebywania na znacznych wysokościach, wynikiem czego masę wakacyjnego czasu poświęciłem kursowaniu między Świstówką Roztocką, Zawratem, Kozią Dolinką oraz Kościelcem. Na szczęście w tych badawczych eskapadach towarzyszyła mi zawsze moja dzielna Aga oraz podczas niektórych wypadów dodatkowo dwójka zapaleńców ze Studenckiego Koła Naukowego Geografów Uniwersytetu Śląskiego – Krysia i Piotrek. Podczas jednego z fantastycznych wyjazdów pracami badawczymi kierował sam Pan Profesor. Praca polegała na bieganiu ze sprzętem geodezyjnym i akumulatorami służącymi do jego zasilania po gruzowiskach Tatr Wysokich. Zabawa przednia i właśnie chyba ta „szerpańska radość” sprawiła, że Pan Profesor dostrzegł mnie jako członka wyprawy badawczej UŚ na Spitsbergen. Propozycja wzięcia udziału w tej przygodzie była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności.


Miesiące szybko mijały, a ja pochłonięty pisaniem pracy magisterskiej oraz przygotowaniami do wyprawy, nawet się nie obejrzałem, kiedy siedziałem już w samolocie do Oslo. Długa przesiadka na lotnisku Gardenmoen i wieczorem tuż po zachodzie słońca start w kierunku Arktyki. Robiło się coraz później i co było zaskoczeniem dla moich zmysłów także coraz jaśniej. Lecieliśmy ku dniowi polarnemu. Ponownie lądowanie tuż przed północą w stolicy Spitsbergenu Longyearbyen i teraz pozostało mi już tylko czekanie na statek do fiordu Hornsund. Okolice Longyear to w moim odczuciu dość ponury krajobraz: górnicze miasteczko, hałdy pochodzące z kopalni węgla kamiennego, płaskie szczyty gór oraz okryte bardzo grubą warstwą zwietrzeliny stoki. Jednakże było coś niezmiernie pociągającego w tym widoku.

Na statku początkowo czułem się jak słynny Tomek Wilmowski ( bohater cyklu powieści autorstwa Alfreda Szklarskiego), „zmierzając ku dziewiczym terenom przez wzburzone wody morskie”. Moje podekscytowanie jednak szybko minęło kiedy podczas silnego sztormu rozhuśtało statkiem na dobre, a ja zamiast spędzać noc na przyjemnych rozmyślaniach, przesiedziałem długie godziny „podziwiając muszlę klozetową”. Choroba morska, która mnie dorwała uświadomiła mi, że wilka morskiego raczej już ze mnie nie będzie. Skonany zasnąłem wreszcie na pryczy. Obudziło mnie jakieś zamieszanie na pokładzie. Szybko ubrałem się i pobiegłem zobaczyć co się dzieje i wtedy moim oczom ukazała się Arktyka jaką sobie wyobrażałem w całej okazałości. Przed nami znajdowała się Zatoka Białego Niedźwiedzia otoczona szerokim pasem tundry, za którą zaś było to co zachwyciło mnie najbardziej, a skąd sam Spitsbergen wziął nazwę – strzeliste turnie gór :) Wędrując wzrokiem w kierunku wschodnim ujrzałem przepiękny widok czoła lodowca Hansa. Gdzieniegdzie z powierzchni morza wyrastały niczym wyspy mniejsze i większe góry lodowe. Resztę tego pierwszego dnia w Hornsundzie spędziłem na transporcie bagaży do bazy i oswajaniu się z tym przecudnym widokiem, który będzie mi towarzyszył już niemal każdego dnia, aż do końca trwania wyprawy.
Co sprawiało mi największą satysfakcję? Fakt, że na tym niezmierzonym wzrokiem obszarze setek kilometrów kwadratowych znajduje się jedynie załoga naszej bazy polarnej i niemalże w dziewiczym stanie dzika przyroda. Spotykałem lisy polarne wędrujące samotnie po tundrze, obserwowałem stada reniferów leniwie skubiące niskopienne roślinki, chodziłem po dywanie mchów i porostów oraz wspinałem się na niezdobywane od wielu lat szczyty. Jedyne co nie było mi dane, to spotkać króla Arktyki – niedźwiedzia polarnego, ale jakoś niespecjalnie się tym przejmowałem. Osoby, które miały zaszczyt zobaczyć na własne oczy tego olbrzymiego stwora, później już jakoś mniej pewnie poruszały się w terenie ;) Mi wystarczyła już sama stresująca obecność sztucera na moich plecach, abym raz po raz odczuwał niepokój.
Lodowcom i szczytom Spitsbergenu poświęcę więcej miejsca w osobnych postach, żeby nie zniechęcać specjalnie Czytelnika tasiemcowatymi tekstami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz