piątek, 30 lipca 2010

Mont Blanc cz. IV - 04 lipca 2010



Po twardo przespanej nocy (była to pierwsza taka noc, która przespałem od zmierzchu do rana bez najmniejszego przebudzenia) wstajemy rozprostować nogi. Z niepokojem wypatrujemy Adama na zejściu do schroniska Gouter. Na ciemnych skałach ciężko cokolwiek dostrzec, więc wlepiamy swój wzrok w śnieg zalegający w kuluarze Rolling Stones. Tam powinniśmy pewnie lada chwila wypatrzeć Adama. W między czasie zwijamy namioty i pakujemy nasze plecaki. Robimy też jeszcze kilka zdjęć dla patronów i sponsorów, korzystając z idealnej pogody. Zaczynamy się już niepokoić o Adama i zbierać do wymarszu jemu naprzeciw, gdy na śnieżnym stoku wyłania się jego postać. Jest bardzo zmęczony, ale mówi, że odzyskuje stopniowo siły w trakcie schodzenia.

wtorek, 27 lipca 2010

Mont Blanc cz. III - 3 lipca 2010


Leżę na stole, a minuty płyną bardzo powoli. Po północy moja czujność wzrasta. Obserwuję każdą wychodzącą ze schroniska osobę. Na razie wszelkie migracje ludzi odbywają się tylko między wychodkiem a schroniskiem. Przez okno podziwiam skupiska świateł. Tam daleko w dole, blisko 3 km niżej znajduje się gęsto zabudowane dno doliny. O godzinie pierwszej w nocy z zamyślenia wyrywa mnie budzik w komórce Agnieszki. Daję jej znać, że jeszcze nie pora, że jeszcze nikt nie wyruszył na szlak.

sobota, 24 lipca 2010

Podziękowania



Pragniemy złożyć serdeczne podziękowania wszystkim, którzy zainteresowali się naszym przedsięwzięciem w szczególności dziękujemy: Akademickiemu Związkowi Sportowemu Uniwersytetu Śląskiego, firmie Stabil z Chrzanowa, firmie 4tis, Radiu eM, firmie AWOS.

Mont Blanc cz. II - 2 lipca 2010


Jest jeszcze sporo czasu do świtu, kiedy Adam pojawia się przy naszych namiotach. Umawiamy się, że my założymy tylko uprzęże, lonże, kaski itp. oraz przygotujemy namioty i spotkamy się z nim przy sławnym żlebie Rolling Stones. Po chwili Adam szybkim krokiem rusza do góry. Na śnieżnym stoku widzę tylko poruszające się światełko jego lampy czołowej. Wysoko powyżej nas w kuluarze widzę kolejne dwa światła. Czyli tylko jeden zespół dwójkowy wyruszył przed nami. Jest dobrze, może nawet uda się dostać nocleg w pokoju w schronisku Gutier, do którego mamy zamiar dojść tego dnia. Odpinamy podtrzymujące konstrukcję namiotu tyczki i przygniatamy leżącą na ziemi płachtę kamieniami, aby w razie wichury namiot nie został zdmuchnięty w przepaść. Będzie tu na nas czekał do naszego powrotu ze szczytu. Jest bardzo mroźno. Próbuję podnieść jeden z kamieni, którym dzień wcześniej przygniotłem fartuchy śnieżne namiotu i okazuje się to niemożliwe. Przymarznięty mocno do materiału i podłoża. Nie szarpię na siłę, aby nie porobić dziur w naszym starym, dobrym Komodo.

piątek, 23 lipca 2010

Mont Blanc cz. I - 30 czerwca i 1 lipca 2010


Nadszedł wreszcie ten długo oczekiwany dla nas dzień – środa 30 czerwca 2010 roku, kiedy to z głowami pełnymi marzeń stanęliśmy na początku naszej podróży. Rano ostanie dopinanie formalności związanymi z wypożyczonym przez nas samochodem, później długie minuty próbowania upchnięcia rzeczy, które zabierzemy ze sobą w bagażniku, by wreszcie tuż przed godziną 11.00 mknąć autostradą A4 z Katowic w kierunku Zgorzelca. Tuż przed granicą chcieliśmy jeszcze zatankować taniej benzyny. Jednak okazało się, że zanim dotarliśmy do stacji paliw już byliśmy w Niemczech. W związku z tym musieliśmy zawrócić auto i powrócić do Zgorzelca, gdzie w samym centrum miasta zatankowaliśmy do pełna bak. Dalej trasa wiodła przez terytorium Niemiec. Ten odcinek podróży minął nam bez większych perypetii. Wybrana przez nad droga prowadziła autostradami przez Drezno, Chemnitz, Zwizkau, Plauen, Hof, Bayreuth, Norymbergę, Stuttgart, a dalej przez Szwajcarię (Zurich i Berno). Droga terytorium tego bogatego państwa nie była taka jakiej się spodziewaliśmy. Liczne zwężenia i remonty dróg bardzo utrudniały swobodną jazdę. Nad ranem jechaliśmy już nadbrzeżnymi miejscowościami Jeziora Genewskiego, by w końcu przekroczyć granicę szwajcarsko-francuską. Droga dojazdowa do Chamonix prowadziła poprzez zakosy nad przepaściami. Kierowcami naszej wyprawy byli Adam Segeth i Agnieszka Janus. Odwalili kawał dobrej roboty.

czwartek, 22 lipca 2010

Mieszkanka Gminy Olsztyn na Dachu Europy


Dziękujemy Gminie Olsztyn za zainteresowanie wyprawą i umieszczenie relacji na oficjalnej stronie Urzędu Gminy. Zapraszamy pod ten adres:

Artykuł o naszej wyprawie na stronie Dziennika Zachodniego

W Dzienniku Zachodnim pojawiła się relacja z naszej wyprawy. Dziękujemy za zainteresowanie naszym przedsięwzięciem.


http://www.dziennikzachodni.pl/fakty24/285149,alpinisci-z-olsztyna-i-katowic-zdobyli-mont-blanc,id,t.html

niedziela, 18 lipca 2010

Mirosław Falco Dąsal – „Każdemu jego Everest”

Zanim rozpiszę sie na dobre o naszej wyprawie na Mont Blanc, dodam kilka słów o książce, którą miałem ostatnio przyjemność czytać.

Książka jest pamiętnikiem himalaisty. Autor każdego dnia swej alpinistycznej działalności poza streszczeniem postępującej akcji górskiej dzieli się swymi spostrzeżeniami i przemyśleniami na temat bytności człowieka w górach. Pokazuje specyfikę wielkich, oblężniczych wypraw himalajskich. Z opisów wnioskować można, że pierwszeństwo ataku szczytowego nie zawsze mają ci najlepsi, bądź najbardziej pracowici. Wszystko układa się tam według ściśle ustalonego porządku (a może bardziej anarchii i często niesprawiedliwej hierarchii).

piątek, 16 lipca 2010

Wyprawa na Mont Blanc


Nasza wyprawa rozpoczęła się w miejscowości Les Houches (990 m n.p.m.), gdzie na parkingu spakowaliśmy plecaki i zostawiliśmy samochód. Stąd kolejka linowa zabrała nas na Bellevue (1794 m n.p.m.). Tu mieliśmy przesiadkę na kolejkę szynową – Tramway du Mont Blanc, który zawiózł nas na Nid d’Aigle (2372 m n.p.m.). I tu zaczęła się właściwa wędrówka zmierzająca na Mont Blanc.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Mont Blanc zdobyty!!!


Nasza wyprawa udała się! 3 lipca stanęliśmy wszyscy (Michał Ciepły, Agnieszka Janus, Adam Segeth, Malkolm Maćkowiak) na Mont Blanc. Później wzięliśmy się jeszcze za Gran Paradiso i wróciliśmy w miniony piątek do kraju. Niebawem pojawią się relacje z naszej wyprawy.