„Im więcej alpinistów w górach, tym częściej zachowują się wobec siebie niczym przechodnie na ulicy” (Wanda Rutkiewicz)
Pierwsze szlaki w Tatrach, Droga nad Reglami, Sarnia Skała, Gęsia Szyja, Jaskinia Raptawicka, Jaskinia Mylna, Tatry Zachodnie, w końcu Tatry Wysokie, wreszcie i zimowe doświadczenia w podobnej kolejności. Terminy – wakacje, święta, sylwester, majówka, inne długie weekendy.
Pierwsze szlaki w Tatrach, Droga nad Reglami, Sarnia Skała, Gęsia Szyja, Jaskinia Raptawicka, Jaskinia Mylna, Tatry Zachodnie, w końcu Tatry Wysokie, wreszcie i zimowe doświadczenia w podobnej kolejności. Terminy – wakacje, święta, sylwester, majówka, inne długie weekendy.
Podstawowa różnica, jaka się nasuwa wraz ze zwiększaniem wysokości nad poziomem morza i trudności, to liczba ludzi na szlaku i to co sobą reprezentują. Chyba każdy to zauważył, kto był „w sezonie” w Dol. Kościeliskiej, na drodze do Morskiego Oka, a potem wyszedł w skalne turnie i szlaki umocnione łańcuchami, często też schowane pod śniegiem i lodem. Nie chcę tu pisać o panienkach w szpilkach czy w japonkach spotkanych przy MOK-u. Nie chcę też pisać o zdyszanych facetach z brzuszkiem. Nie chcę też pisać o tłumach, które liczone w setkach tysięcy przez TPN przekraczają bramy Tatrzańskiego Parku i hałaśliwie docierają do najbliższych schronisk, by zjeść obiad, zrobić kilka pamiątkowych fotek i wrócić do domów. Ludziach, którzy mijają się obco, a może wrogo (Czemu tu takie tłumy?). Tysiącom ludzi dziennie trudno jest się ukłonić. Chociaż wielu mi zarzuci: Idź w sezonie na Giewont czy Orlą Perć – tam też są kolejki. A ja wciąż czasem się dziwię.
Po przemaszerowaniu z ciężkim plecakiem sporego odcinka Tatr Zachodnich przechodzimy przez Kasprowy Wierch. Jest lato, dużo ludzi, panie w sukieneczkach i klapkach, panowie w sandałach. Nikogo nie powinno to dziwić, przecież jest tu kolejka linowa, każdy może wjechać i zjechać. Nie ma sprawy! Tylko dlaczego zawsze w takiej grupie wyłoni się taki w adidasach, modnym dresiku, który już tam, na górze stwierdzi, że on może zdobywać! I wyrusza dumny z siebie w szlak. I raporty TOPR-u dzwonią o kontuzjach. Schodzimy ze Świnicy, kiedy w górę mijają nas matka z synem, około 10 lat. Chłopiec chyba przerażony, matka krzyczy: Nie rób przedstawienia, no idź!
Zimowy szlak Grześ-Rakoń-Wołowiec. Startowaliśmy wcześnie rano, bo zimą dni są krótkie, chcieliśmy zdążyć przed zmrokiem, a warunki mocno śnieżne, u góry śnieg zlodzony. Mamy zimowe buty, raki, czekany. Wracamy popołudniu, wiemy że w lesie, w dolinie dopadnie nas zmrok, ale mamy też czołówki. Mija nas jednak, idący w górę pan, w butach od garnituru, z reklamówką w ręce. O tej porze roku nawet po Krupówkach bym tak nie chodziła!
Nie chcę pisać kazań, moralizować. Takich przypadków spotykaliśmy sporo na szlakach. A przecież im się nic nie stało. Na szczęście. Jednak takiego szczęścia nie miał człowiek reanimowany przez TOPR-owców koło wodospadu Siklawa. Widzieliśmy akcję ze szlaku Dolina Pięciu Stawów – Krzyżne. Po powrocie czytam w wiadomościach, że zmarł. Kolejny z tłumu bezimiennie mijanych turystów.
Im jesteś wyżej, im warunki są trudniejsze, im szlaki mniej popularne, tym większa radość z napotkanego człowieka. Ten, który uśmiecha się na twój widok, pozdrawia, przystaje, pyta o dalszą drogę, wymienia doświadczenia. Dla takich sytuacji powracam w góry! Kocham ludzi w górach, tylko dlaczego tak często cieszę się, że jestem na tym szlaku, szczycie – sama? Dlaczego kiedy wchodzę w (może skromnym), ale bliskim towarzystwie na górę, czuję że mój partner jest mi bliską osobą. Dlaczego jako termin wyjazdy w Tatry wybieram weekendy mało popularne?
Stoimy na Rysach, jest lato, dużo ludzi na szczycie, a jakoś tak czuję się wtedy bardziej sama niż jakbyśmy stali tam we dwójkę…
Po przemaszerowaniu z ciężkim plecakiem sporego odcinka Tatr Zachodnich przechodzimy przez Kasprowy Wierch. Jest lato, dużo ludzi, panie w sukieneczkach i klapkach, panowie w sandałach. Nikogo nie powinno to dziwić, przecież jest tu kolejka linowa, każdy może wjechać i zjechać. Nie ma sprawy! Tylko dlaczego zawsze w takiej grupie wyłoni się taki w adidasach, modnym dresiku, który już tam, na górze stwierdzi, że on może zdobywać! I wyrusza dumny z siebie w szlak. I raporty TOPR-u dzwonią o kontuzjach. Schodzimy ze Świnicy, kiedy w górę mijają nas matka z synem, około 10 lat. Chłopiec chyba przerażony, matka krzyczy: Nie rób przedstawienia, no idź!
Zimowy szlak Grześ-Rakoń-Wołowiec. Startowaliśmy wcześnie rano, bo zimą dni są krótkie, chcieliśmy zdążyć przed zmrokiem, a warunki mocno śnieżne, u góry śnieg zlodzony. Mamy zimowe buty, raki, czekany. Wracamy popołudniu, wiemy że w lesie, w dolinie dopadnie nas zmrok, ale mamy też czołówki. Mija nas jednak, idący w górę pan, w butach od garnituru, z reklamówką w ręce. O tej porze roku nawet po Krupówkach bym tak nie chodziła!
Nie chcę pisać kazań, moralizować. Takich przypadków spotykaliśmy sporo na szlakach. A przecież im się nic nie stało. Na szczęście. Jednak takiego szczęścia nie miał człowiek reanimowany przez TOPR-owców koło wodospadu Siklawa. Widzieliśmy akcję ze szlaku Dolina Pięciu Stawów – Krzyżne. Po powrocie czytam w wiadomościach, że zmarł. Kolejny z tłumu bezimiennie mijanych turystów.
Im jesteś wyżej, im warunki są trudniejsze, im szlaki mniej popularne, tym większa radość z napotkanego człowieka. Ten, który uśmiecha się na twój widok, pozdrawia, przystaje, pyta o dalszą drogę, wymienia doświadczenia. Dla takich sytuacji powracam w góry! Kocham ludzi w górach, tylko dlaczego tak często cieszę się, że jestem na tym szlaku, szczycie – sama? Dlaczego kiedy wchodzę w (może skromnym), ale bliskim towarzystwie na górę, czuję że mój partner jest mi bliską osobą. Dlaczego jako termin wyjazdy w Tatry wybieram weekendy mało popularne?
Stoimy na Rysach, jest lato, dużo ludzi na szczycie, a jakoś tak czuję się wtedy bardziej sama niż jakbyśmy stali tam we dwójkę…
Najbardziej wkurzają mnie osoby które wręcz "pchają" się w klapkach albo i nie nie zważając na nikogo, pod Giewontem szczególnie.
OdpowiedzUsuń