sobota, 25 czerwca 2011

Maraton Dhaulagiri


Znów sam wyruszyłem na bieg maratoński. Michał nie czuł się jeszcze na siłach ale postaram się go wyciągnąć w tym roku przynajmniej na jeden maraton. Od razu się pochwale, że pobiłem swój rekord czasowy.


Uzyskałem czas 3:23:52 – nie udało się więc powalczyć o wynik 3:15 ale przynajmniej zszedłem poniżej 3:24. Z takim wynikiem zająłem 8me miejsce. Zapewne w poniedziałek pojawią się dokładne wyniki z maratonu na stronie Biegowej Korony Himalajów. W każdym razie zwycięzca pobiegł poniżej 3 godzin.


Podczas tego maratonu zastosowano nowe chipy do mierzenia czasu po każdym okrążeniu – przyczepiało je się na kostkę jednej z nóg, wcześniej trzeba było chip przymocowywać do buta sznurówkami, co jest nieco męczącą rzeczą.


Tym razem biegłem spokojnie – nie wyrywałem się na siłę do przodu na pierwszych okrążeniach. Starałem się biec w dobrym tempie ale tak, żeby trzymać rezerwę na końcówkę. Na półmetku miałem czas około 1:34 – miewałem już lepsze czasy na półmetku. Szkoda, że nie dałem rady powtórzyć czasu z pierwszej połówki… Wystarczyłoby do bardzo dobrego wyniku poniżej 3.15…


Po połówce miałem lekkie znużenie kolejnymi kółkami. Chyba 7dme okrążenie miałem jakieś takie wolniejsze. Po siedmiu okrążeniach czułem się tym razem dosyć dobrze. Swoje ósme okrążenie spokojnie przebiegłem, planując jak przebiegnę kolejne kółko. Postanowiłem na przedostatnim okrążeniu wziąć wcześniej zostawioną półlitrową butelkę z cytrynowym Isostarem i swoje magiczne Prince Polo, które miało dać mi super podładowanie. I tak piłem przez połowę okrążenia tego Isostara, a następnie zacząłem jeść wafelek. Po paru gryzach zrobiło mi się niedobrze. Nie dałem rady zjeść wafelka. Skupiając się na spożywaniu trochę zwolniłem i to 9te okrążenie mogłem szybciej przebiec. Pod koniec tego okrążenia przegoniły mnie na chwilę 2 osoby – ale jeszcze przed końcem kółka udało mi się je z powrotem wyprzedzić.


Na ostatnim okrążeniu starałem się biec jak najszybciej. Przez chwilę chciał mnie przegonić mężczyzna z długim włosami o ciemniejszej cerze wyglądający jak indianin. Przestraszyłem się, że mnie przegoni i wtedy jeszcze bardziej przyśpieszyłem – nie myślałem, że będę w stanie, aż tak szybko biec na ostatnim okrążeniu. Czas jaki miałem na 9tym okrążeniu to jakieś 3godziny i 5 czy 6 minut, a może więcej (miałem zwykły zegarek ze wskazówkami i nie jestem pewien). Już właściwie nie było za bardzo szansy na pobicie swojego rekordu.


A jednak udało mi się bardzo rozpędzić i utrzymywać to szybkie tempo – co w poprzednich maratonach na ostatnich 4rech kilometrach było dla mnie czymś nie do pomyślenia. Wiedziałem, że uzyskam czas zbliżony do mojego rekordu i myślałem o tym, że szkoda by było choć trochę go nie pobić. Na ostatnich 500 metrach jeszcze mocniej przyśpieszyłem.


I udało się! Ale jest pewien niedosyt, bo mając tyle sił na ostatnim okrążeniu mogłem przyśpieszyć wcześniej – na 9tym, a może nawet na 8mym okrążeniu i byłaby szansa na przebicie 3:20 … Ciekaw jestem w jakim czasie przebiegłem, to ostatnie okrążenie – na pewno poniżej 20 minut.


Po tej szybkiej końcówce źle się czułem. Nogi mnie nie bolały tak jak w poprzednich maratonach. Natomiast trochę kręciło mi się w głowie i chciało wymiotować. Jednak teraz jest już całkiem dobrze. No, nogi się odezwały i bolą…


Na mecie oprócz dyplomu otrzymałem medal. Normalnie otrzymuje się tylko dyplomy – wyjątkiem był Maraton Gasherbrum I, który został połączony z Maratonem Kukuczki ale wtedy opłata była w wysokości 40 złotych. Po Maratonie Kukuczki zostało jeszcze sporo medali i w dzisiejszym maratonie je rozdawali… Fajnie!


Dzisiejsza pogoda była dobra do biegów. Maraton jak zwykle rozpoczął się o 12tej. Jakoś o 13.30 trochę popadało i później też jeszcze troszkę kapało. Szczęśliwie, że było zachmurzenie chroniące przed słońcem – biegacze maratonów nie lubią słońca... Wiał też niezbyt mocny ale jednak pozytywnie odczuwalny wiatr.


Kolejny maraton z Biegowej Korony Himalajów odbędzie się 30 lipca w sobotę pod nazwą Maraton Czo Oju (bądź też Cho Oyu).

1 komentarz: