niedziela, 18 lipca 2010

Mirosław Falco Dąsal – „Każdemu jego Everest”

Zanim rozpiszę sie na dobre o naszej wyprawie na Mont Blanc, dodam kilka słów o książce, którą miałem ostatnio przyjemność czytać.

Książka jest pamiętnikiem himalaisty. Autor każdego dnia swej alpinistycznej działalności poza streszczeniem postępującej akcji górskiej dzieli się swymi spostrzeżeniami i przemyśleniami na temat bytności człowieka w górach. Pokazuje specyfikę wielkich, oblężniczych wypraw himalajskich. Z opisów wnioskować można, że pierwszeństwo ataku szczytowego nie zawsze mają ci najlepsi, bądź najbardziej pracowici. Wszystko układa się tam według ściśle ustalonego porządku (a może bardziej anarchii i często niesprawiedliwej hierarchii).

Z autorem przeżywamy smutki i radości działalności górskiej. Wczuwamy się w jego zmęczenie i uczucia. Czujemy ekscytację, nostalgię, czy wreszcie momentami nawet znużenie. Bardzo zaskoczył mnie stopień w jakim wchłonęła mnie ta książka. Czułem się jak jeden z członków zespołu. Za autorem jednych darzyłem sympatią, a zachowaniem innych byłem poirytowany.

Data po dacie od 1984 r. i wspinaczkę w Pamirze, poprzez dwa nieudane ataki na Lhotse, zakończoną fiaskiem wyprawę na K-2, docieramy pod Everest, gdzie w połowie maja razem z autorem oczekujemy na możliwość wejścia na wierzchołek. Ostatnią datą pamiętnika jest 16 maja 1989. Uda się w końcu ten szczyt, czy nie, Panie Falco? Proszę tak nie trzymać w niepewności. Odpowiedź na to pytanie zapisana jest już inną czcionką… już nie tak barwnymi, poetyckimi słowami jakie zwykł był używać autor.

Dowiadujemy się, że 24 maja dwójce śmiałków udaje się stanąć na wierzchołku. Byli to Eugeniusz Chrobak i Andrzej Marciniak. Do pełni sukcesu jednak trzeba jeszcze było zejść do bazy. 27 maja Mirosław Falco Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Wacław Otręba, Andrzej Heinrich oraz zdobywcy spotykają się w obozie I. Kilka godzin później zmiata ich lawina ogromnych, nawet jak na warunki himalajskie rozmiarów. Ten cios przeżyli tylko zdobywcy szczytu. Niedługo potem jeszcze jedna wielka lawina pozbawia życia Eugeniusza Chrobaka. Zła pogoda uniemożliwia wyjście z bazy na ratunek do cudem ocalałego z kataklizmu Andrzeja Marciniaka. Ten pięć dni bez jedzenia i picia, chory na ślepotę śnieżną oczekuje na ratunek. Odchodzący od zmysłów koledzy w bazie cały czas utrzymują kontakt radiowy z poszkodowanym. Być może jedynie nadzieja płynąca z głośnika radiotelefonu pozwoliła uratować życie himalaisty. Historia akcji ratunkowej mogłaby z powodzeniem posłużyć jako scenariusz do filmu górskiego z gatunku grozy.

Moim zdaniem „Każdemu jego Everest” powinno stanowić obowiązkową pozycję dla każdego zainteresowanego dziejami polskiego himalaizmu czytelnika, a może wręcz każdego pasjonata gór wysokich.

1 komentarz:

  1. W akcji ratunkowej uczestniczyła sama śmietanka światowego himalaizmu z takimi postaciami jak Reinhold Messner, czy Rob Hall na czele. Do poszkodowanego Marciniaka jednak dopiero dotarł Artur Haizer. Sytuacja polityczna w kraju (zmiany ustrojowe) i na świecie (masowe rozstrzeliwanie demonstrujących studentów w Chinach)także w tym czasie nie sprzyjała ratownikom. Marciniak wrócił w himalaje stając się zdobywcą jeszcze dwóch ośmiotysięczników.

    Andrzej Marciniak zginął podczas wspinaczki na pośredniej grani w Tatrach Słowackich. Odpadł od ściany wraz z blokiem skalnym, upadając z 10 metrów i dodatkowo będąc przygniecionym ciężarem skały.

    OdpowiedzUsuń